Jak zapisać się na kurs nurkowania!
Kursy nurkowania prowadzimy w Krakowie. Zależy ci na szybkim terminie - skontaktuj się z instruktorem
Tel.: (+48) 501 627 846. lub e-mail. Zawsze możesz zadzwonić i zapytać. Preferujemy kontakt telefoniczny. Więcej.
Wypadek na Jeziorze Trześniewskim
Wypadki nurkowe
PAP 28-10-2003
Wrocławski sąd rejonowy uniewinnił we wtorek nurka Ewę G. od zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci mężczyzny, z którym odbywała podwodną wycieczkę. Wyrok nie jest prawomocny.
Do wypadku doszło w czerwcu 2001 roku w Łagowie na Jeziorze Trześniewskim (lubuskie). Podczas nurkowania Ewa G. i jej mało doświadczony w nurkowaniu partner Jacek P. zeszli na zbyt dużą głębokość. Mężczyzna utonął.
Zdaniem prokuratury kobieta przed podjęciem decyzji o nurkowaniu na
dużej głębokości powinna dokładnie sprawdzić uprawnienia mężczyzny, a tego
nie zrobiła.
Sąd uznał jednak, że oskarżona nie miała ustawowego obowiązku sprawdzania
umiejętności partnera i udzielenia mu pomocy.
"Prawdą jest, że oskarżona nurkowała tego dnia z Jackiem P. i nie sprawdziła jego umiejętności, ale nie miała takiego obowiązku. Nie ona była instruktorem mężczyzny. To było dwoje dorosłych ludzi, którzy uprawiali sport ekstremalny. Oskarżona nie miała obowiązku sprawdzenia umiejętności partnera ani tego, czy ma on sprawny sprzęt" - uzasadnił wyrok sędzia Marek Bielecki.
Dodał, że oskarżona usiłowała pomóc mężczyźnie pod wodą. "Do pewnego
momentu byli ze sobą w kontakcie. Gdy zdali sobie sprawę, że zabłądzili,
próbowali się wynurzyć. Robili to jednak za szybko. W pewnym momencie oskarżona
straciła panowanie nad sobą, zrzuciła sprzęt i wypłynęła na powierzchnię.
Ewa G. wpadła w panikę i uznała, że nic więcej zrobić nie może. Nie ciążył
na niej ustawowy obowiązek niesienia pomocy partnerowi. Uratowała swoje
życie" - mówił sędzia.
Oskarżyciel posiłkowa, żona ofiary, powiedziała, że dopiero za kilka
dni podejmie decyzję o ewentualnym odwołaniu się od wyroku.
Jak doszło do wypadku.
Przed Sądem Rejonowym dla Krzyków toczy się proces kobiety nurka, oskarżonej o nieumyślne spowodowanie śmierci kolegi podczas wspólnego nurkowania w Jeziorze Trześniowskim. Ewa G. nie przyznaje się do winy
Czterdziestoletnia Ewa G. ma uprawnienia do głębokiego nurkowania. W
czerwcu ubiegłego roku zeszła po raz pierwszy pod wodę ze swoim rówieśnikiem
Jackiem P. Nie sprawdziła jego książeczki nurka. Tymczasem Jacek P. mógł
schodzić bez instruktora tylko na 20 metrów. Prokurator zarzuca jej też,
że nie skontrolowała ekwipunku partnera, a według
biegłego sprzęt Jacek P. miał liczne wady: kamizelka była zbyt mała, przewód
przy podstawowym aparacie oddechowym za długi, a sam aparat nie nadawał
się do oddychania na dużych głębokościach.
Wczoraj przed Sądem Rejonowym dla Krzyków zeznawali świadkowie - dwaj
doświadczeni nurkowie, którzy byli tego dnia nad Jeziorem Trześniowskim.
Obaj przekonywali, że długość przewodu nie miała żadnego wpływu na bezpieczeństwo
i że zgodnie z zasadami nurkujący sprawdzają sobie ekwipunek tylko wzrokowo.
Po tym wypadku sprawdzam książeczki partnerom. Kiedyś wierzyłem na słowo - przyznał Jan H. Instruktor nurkowania Włodzimierz K. zeznał zaś: - Jeśli nurkuję z kimś po raz pierwszy, to nie schodzę głębiej niż na 15 metrów. Dokumenty sprawdzam tylko kursantom. Podczas nurkowania rekreacyjnego powinna wystarczyć rozmowa. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kłamał, że ma uprawnienia, których nie ma.
Zdaniem Włodzimierza K. nurkowanie na 40 metrach w Jeziorze Trześniowskim jest bardzo trudne. Jest tam ciemno, a temperatura wynosi zaledwie 4 stopnie powyżej zera. Ponadto standardowo już na 30 metrach ujawniają się objawy narkozy azotowej. Jest to stan podobny do upojenia alkoholowego.
Będzie trudno wyjaśnić, co dokładnie stało się w głębi. Ewa G. opowiadała sądowi, że zaczęli wynurzać się zbyt szybko, więc spuścili trochę powietrza z kamizelek. Zamiast zwolnić, zaczęli opadać. Zobaczyła, że jej partner ma "oczy wielkie jak spodki". Jacek P. był zupełnie bierny. Nie pracował płetwami. Próbowała odpiąć mu pas balastowy, ale go nie odnalazła. - Poczułam, że tonę. Nie mogłam go uratować. Postanowiłam zrzucić z siebie wszystko. Wypłynęłam z 40 metrów na bezdechu. To cud, że żyję - mówiła.
Zrzucanie całego sprzętu nie miało sensu. Wystarczyło pozbyć się pasa
balastowego - ocenił Jan H. - To prawda, ale w 98 proc. zgonów pod wodą
znajduje się nurkowie nie odpinają pasa, choć mogłoby to uratować im życie.
Więc był w jej postępowaniu jakiś sens. Zrzucając sprzęt, pozbyła się i
balastu - tłumaczył Włodzimierz K. Wyliczył jednak metodycznie aż osiem
odstępstw od zasad dobrej praktyki nurkowej, które popełnili Jacek i Ewa,
m.in.: zeszli głębiej niż planowali i za głęboko jak na pierwsze wspólne
nurkowanie, schodzili pod wodę przed burzą i bez obiadu.
Następna rozprawa za miesiąc.
http://www.gazeta.pl/alfa/artykul.jsp?xx=73739&dzial=0601 Małgorzata Porada (27-03-02)
Komentarze
Witam
Postaram się wyjaśnić kilka wątpliwości jakie powstały w wyniku artykułu
jaki się ukazał a którego niestety nie czytałem. Więc opieram się na postach
wysłanych na grupę bo w istocie ta grupa mnie interesuje a nie artykuły
napisane przez redaktorów mylących pojęcia i upraszczającym zagadnienia
w celu dostosowania ich do możliwości zwykłych ludzi. Nie znaczy to wcale
że my są niezwykli. Jednak nim się do tego ustosunkuję muszę przypomnieć
że okoliczności na jakie powołuje się autor artykułu nie są bezpośrednimi
sprawcami zdarzenia a tylko okolicznościami współistniejącymi w trakcie
wypadku. Także zjawiska o których mówiłem przed sądem u różnych osób różnie
się manifestują tak z siłą jak i z zakresem lub indywidualnymi objawami.
Odpowiadałem na pytania sądu, obrony i oskarżenia tak jak je zadawali.
Mówiąc szczerze dwa razy nie do końca rozumiałem intencje pytania. No ale
jakoś przez kilkugodzinne przesłuchanie przebrnąłem, sądzę że podczas maglowania
czegoś nie poplątałem. Okoliczności współistniejących podałem 8 a nie trzy
jakie zostały poruszone.
Wątek głodu przed nurkowaniem.
Jest jasne dla każdego że wciągamy schabowe czy inne kluski w celu
produkcji energii min. do produkcji ciepła potrzebnego do właściwej przemiany
materii do czego zużywamy także tlen. Złożone procesy termoregulacji człowieka
nurkującego w naszych zimnych wodach są zmuszone do intensywniejszej pracy
niż w wodach o wyższych temperaturach co jest oczywiste. Biorąc pod uwagę
że Jacek miał dość cienką piankę oraz że znalazł się na głębokości na której
każda pianka ma minimalne właściwości izolacyjne (zgniecenie neoprenu)
należy przyjąć że jego organizm musiał mieć wyższe zapotrzebowanie na energię
niż zwykle podczas nurkowań na mniejsze głębokości. Tą energię organizm
bierze z tlenu i pokarmów przerabianych w żołądku i zapewne jeszcze w jelitach
a także odzyskuje z tkanki tłuszczowej jednak trzeba przyznać że główne
zasilanie pochodzi z żołądka (mogę się mylić bo nie jestem doktór). Nurkowanie
jest zajęciem bardzo energochłonnym wystarczy spojrzeć na zapotrzebowanie
kaloryczne nurków i płetwonurków. Jest ok 2 razy większe niż reszty ludzi.
Jak sądzicie przypadkiem czy nie?
Jeśli mamy pusty żołądek to nasz organizm ma trudność z zasileniem
w substancje odżywcze komórek w których jest min. produkowane ciepło. Objawem,
który pewnie każdy miał okazję sprawdzić na sobie jest szybsze marznięcie
wtedy gdy nie zjemy np. śniadania, obiadu czy nawet bardzo kalorycznego
batonika i musimy przebywać w chłodnym miejscu. Ja takie sytuacje przeżyłem
i marzłem zdecydowanie szybciej niż kiedy byłem syty. Człowiek, który szybciej
marznie, szybciej się męczy (konsekwencją np. większa ilość CO2 w tkankach)
i jest bardziej narażony na wystąpienie narkozy azotowej a także np. choroby
ciśnieniowej (ale przede wszystkim jest to związane z większą rozpuszczalnością
gazu w zimnych cieczach niż w ciepłych prawo Henriego) Objawy przechłodzenia
oprócz typowych to min. możliwa utrata komfortu przebywania pod wodą. Która
jak wiemy jeśli jest, ma pozytywny wpływ na poczucie bezpieczeństwa. Stąd
już tylko krok do wzrostu stresu w wyniku szybszego wychłodzenia organizmu
przy zachwianych procesach termoregulacji i wystąpienia problemu pod wodą.
Ograniczona możliwość adaptacji do trudnej sytuacji pod wodą. No ale
jak wcześniej podkreślałem ten tok rozumowania można o kant d... potłuc
jeśli Jacek nie zmarzł pod wodą. Stąd mogło to mieć wpływ ale nie musiało
na możliwości "mobilizacji sił organizmu jako reakcja na negatywne bodźce
fizyczne i psychiczne" Z pustym żołądkiem jest również ściśle związana
produkcja cukru w organizmie. Tu powołałem się na konieczność powołania
biegłego który stwierdził by czy Jacek cierpiał na te problemy. Jak wiemy
hiperglikemia i hipoglikemia ma bezpośredni wpływ na samopoczucie przytomność
i pewnie wiele innych okoliczności w bezpośredni sposób decydujący o bezpieczeństwie
nurkowania. Znowu hipoteza wymagałaby stwierdzenia czy Jacek chorował na
te schorzenia. Zresztą w sądzie to podkreśliłem. Większość płetwonurków
wie że jednym z przeciwwskazań bezwzględnych do nurkowania jest istnienie
cukrzycy gdzie o możliwości nurkowania powinien decydować lekarz specjalista.
Ale należy sądzić i niedocukrzenia. Pomiary tych parametrów człowieka prowadzi
się na czczo. Jak sądzicie przypadkiem?
Pusty żołądek oprócz tych możliwości jakie wymieniłem to dyskomfort
polegający na nieprzyjemnym ściskaniu w dołku (każdy może to inaczej odczuwać)
W drugą stronę pełny żołądek również może powodować dyskomfort a nawet
utratę przytomności. A komfort jak wiemy to jeden z elementów bezpiecznego
nurkowania. I znowu hipoteza może nie mieć zastosowania do tego konkretnego
przypadku. Jednak nie można ze 100% pewnością tego wykluczyć. Ja nie lubię
mieć pustych kiszek ale są tacy (zazdroszczę im nieco) którzy nie potrzebują
mieć wypchanego bańdziocha by być zadowolonymi.
I ma rację offin że można nurkować z pustym żołądkiem jak ktoś lubi i jest mu lepiej znaczy dla niego bezpieczniej. Jednak są konkretne okoliczności by mieć minimalny zapas schabowych w magazynie by organizm miał skąd czerpać energię. Tak sądzę. Trzeba jeszcze pamiętać że bilans cieplny organizmu ma dość ograniczone możliwości reakcji na utratę ciepła lub wręcz jego pozyskiwanie tak czasowe jak i ilościowe. Schłodzony wcześniej organizm potrzebuje stosunkowo długiego czasu na powrót do normalności a następne schładzanie po wcześniejszym nurkowaniu daje większe negatywne efekty. Co da się zauważyć nurkując w zimnych wodach. Dygresja Mój kolega lubi bardziej pulchne kobiety niż szczupłe - przyczyna " bo jak taka sobie poje to jest szczęśliwa i nie zrzędzi" Coś w tym jest. Prawda.
Sprawa automat oddechowy
Ponoć stwierdzono że ten automat oddechowy który został uznany za zasadniczy nie nadawał
się do użycia na tej głębokości. Na rozprawie byłem tylko w czasie jak
ja mówiłem więc nie wiem o czym było wcześniej. Wiem że jego opory oddechowe
na powierzchni wynosiły coś 40 kilka mm H2O a na większej głębokości te
parametry wzrastają jak wiemy. Jednak nie jestem do końca przekonany czy
ten akurat automat oddechowy był faktycznie zasadniczym. Byłoby to nie logiczne żeby mając
automat oddechowy najwyższej klasy Apex TX 50 w pełni sprawny ,skonfigurowany mimo długiego
wężyka do używania jako zasadniczy (spod ramienia, takie śmieszne kolanko
sory Mirek za określenie. On wie o czym piszę. Nie jest to określenie negatywne).
używać co tu dużo mówić podłego taniego produktu bez żadnych urządzeń poprawiających
jego parametry użytkowe. Ja bym tak nie zrobił i sądzę że nurek o 2 * CMAS
też o tym wiedział. Opisując wypadek w zeszłym roku stwierdziłem że zgadzam
się w prawie 100% z powołanym biegłym do oceny sprzętu na miejscu. To prawie
dotyczyło właśnie uznania AO wiszącego na gumce za zasadniczy. Jeśli tak
w istocie było to dochodzi do rozważenia możliwość zaistnienia zmęczenia
układu oddechowego, stresu i utraty przytomności w wyniku kumulacji CO2
w organizmie. (po prostu zadyszka)
Meteorologia i nurkowanie
Nie trzeba być meteorologiem by odczuwać zmiany ciśnienia atmosferycznego
i pewnie wilgotności. Nazywa się to meteopatią. Jaki ona może mieć wpływ
na nurka. Może nie jest tu istotny wpływ fizyczny np. przyspieszenie akcji
serca co może mieć miejsce. A raczej efekt jest natury bardziej złożonej
psychofizycznej. U młodych ludzi zmiany pogody mogą nie mieć żadnych reperkusji.
Jednak u części osób taka pogoda jaka była w tym dniu miała (wiem bo sam
się dość podle czułem) wpływ na możliwości psychofizyczne A jak wiemy zakres
uprawianego przez nas hobby jest zależny min. od naszego aktualnego samopoczucia
czyli kondycji psychofizycznej. Wchodzenie do wody w złym stanie więc nie
będąc należycie przygotowanym do nurkowania czy planowanie nurkowania wykraczające
poza aktualne możliwości jest błędem wynikającym z przepisów a także zasad
dobrej praktyki nurkowej. Istotnym elementem który mógł mieć miejsce jest
niepełne przekonanie o możliwościach odbycia tego nurkowania. Wynikające
z zasady bezpieczeństwa "pełnego przekonania o chęci odbycia nurkowania".
Znowu dywagacje natury "co by było gdyby". Nie wiemy czy Jacek w ogóle
cierpiał na tą dość powszechną przypadłość. Ale był już w wieku w którym
takie historie mogą pojawiać się częściej a mają one również wpływ na zaangażowanie
i koncentrację podczas nurkowania. Pijany człowiek jak dobrze się skoncentruje
może wolniej ale skutecznie przejść dość prosto. Nurek nawet pod wpływem
narkozy azotowej może czynności pod wodą wykonywać poprawnie jednak wymaga
to od niego dużego skupienia się. Związek miedzy narkozą a samopoczuciem,
aktualnymi możliwościami psychofizycznymi w wyniku powstania problemu a
następnie stresu i jego rozwoju jest bezpośredni. Stąd i tą niekorzystną
okoliczność podałem na rozprawie. Jednak jest tu znowu ale. Polegające
na tym że samopoczucie meteopaty po nurkowaniu jest lepsze niż przed. I
co wy na to, prawda że robi się to skomplikowane. Stąd podkreślałem że
tak może być ale nie musi. Jednak pytanie padło i należało na nie odpowiedzieć
wykorzystując całą wiedzę na temat tego zdarzenia i doświadczenie nurkowe.
Czy to ma głębszy sens trudno mi powiedzieć. Ale jeśli przyczyniłem się
w jakiś sposób do przybliżenia do prawdy o zdarzeniu i pomóc obu w istocie
pokrzywdzonym stronom, warto było stać kilka godzin w bramce i opowiadać.
To chyba wszystko co na temat poruszonych i wysłanych postów na grupę
w związku z przesłuchaniem mnie przez sąd na okoliczność wypadku jaki miał
miejsce, którego byłem bezpośrednim uczestnikiem działań po, a także łowcą.
Niestety nurkowanie jest zajęciem prostym od strony praktycznej robi się
bardzo skomplikowane przy wystąpieniu problemu. Czasem ze względu na możliwe
ale nie koniecznie mające wpływ na zdarzenie okoliczności interpretacja
tego co się w istocie stało jest bardzo trudna i czasem nie możliwa do
odtworzenia. Jak sądzę taki właśnie przypadek mamy.
Pozdrawiam Włodek
Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że tak naprawdę nikt z nas
nie jest pewien jak zachowałby się w sytuacji awaryjnej, nawet jeśli teraz
odpowiedź wydaje się taka prosta. Nie chciałabym się znaleźć w takiej
sytuacji i nie życzę tego nikomu a tej dziewczynie mogę tylko współczuć,
niezależnie od tego jak to wszystko wyglądało pod wodą, będzie od tej pory
nosiła ten balast. Czy naprawdę zrobiła wszystko? Czy niczego nie
zaniedbała?, zawsze pozostaje
pytanie, czy oby nie mogła zrobić więcej? Nie chcę tu nikogo osądzać,
jest to przykra sprawa, dlatego naprawdę warto sprawdzić wcześniej sprzęt,
umiejętności
partnera, zrobić wszystko, żeby zapobiec podobnym wypadkom, na tyle
na ile jesteśmy w stanie to zrobić.
Pozdrawiam Kasia
Sprawa ta była juz szeroko dyskutowana i masz oczywiście racje w tym co piszesz Kasiu, jednak jest pewne remedium na takie sytuacje. Primo to nie lubiany przez większość nurków check dive, drugi to poziom wyszkolenia i doskonalenie własnych umiejętności także ratowniczych. Są kursy które przygotowują do rozwiązywania tego typu sytuacji, także w stresie (mowie o kursach typu *** CMAS i DM SSI, PADI) i oczywiście na kursie nie można poprzestać tylko ćwiczyć, ponieważ nie idzie o zabawę w plastiki ale umiejętności. Niestety osobiście miałem juz kilka "akcji ratowniczych" mimo, że nie nurkuje zawodowo, wnioski, które z nich wyciągnąłem są takie, ze szanse na wyjście z takiej sytuacji rosną geometrycznie w stosunku do umiejętności, wyszkolenia i doświadczenia. Oczywiście dopóki się nic nie stanie nie możemy być zupełnie pewni naszej reakcji w sytuacji zagrożenia i olbrzymiej odpowiedzialności. Poza tym każdy popełnia błędy...
pozdrawiam Miron Kozlowski
Stres weryfikuje wszystko na gorsze i tak powinny zaczynać się zajęcia
nurkowe. Potem co najmniej 100 nurków pod przewodnictwem naprawdę instruktora
i
maksymalnie do 15 metrów z dnem piaszczystym, żeby w razie czego klęknąć
na dnie i nie zamulić, a wszystko to po to żeby się w pełni przyzwyczaić
do wody. W 100 nurkach na pewno będzie kilka niebezpiecznych sytuacji i
wtedy się okaże co i jak, a instruktor z prawdziwego zdarzenia powinien
pomóc, a także zawsze pomoże sobie sam. I wbijać do głowy że w razie awarii
jeden łapie drugiego za fraki i trzyma jak kobietę w czasie cudownego seksu.
I wbijać do łba że strata partnera z oczu to minuta poszukiwań i wynurzenie.
I ustawiać sprzęt tak żeby awaryjny automat był na odruchu bezwarunkowym
i uczyć się sprzętu partnera na pamięć. I nie bać się mówić, nie schodzę
niżej lub nie schodzę bo boję się. I nie nurkować z nieznajomymi. I wiele
innych i wiele innych
Marcin kuboń Zwierzak Team Remik i Tony
W pełni zgadzam się z moi przedmówcą, ale to nie dlatego, że należę
to tej grupy tj. Zwierzak Team tylko po prostu tak uważam !! nie nurkujcie
z ludźmi,
których nie znacie, nie znacie konfiguracji ich sprzętu... tak naprawdę
to i tak się nie dowiemy jak było...
... jedno jest pewne trzeba uważać pod wodą i nurkować z kimś komu się
ufa... czasem tylko podanie ręki wystarczy, żeby uratować komuś życie
Anton
Witam
Dwa i pół roku trwało zanim sąd wydał wyrok. Wiele rozpraw się odbyło. Wielu ludzi w nich uczestniczyło w tym i moja osoba była w prokuraturze i przed sądem przesłuchiwana wiele godzin. Osobiście jestem zadowolony z takiego wyroku. Może nie od samego początku ale od pewnego czasu, w miarę poznawania szczegółów sprawy i tego co działo się pod wodą. Byłem przekonany że innego wyroku jak uniewinniający nie powinno być. Nie było to tylko moje zdanie. Ewa naprawdę spanikowała i walczyła o swoje życie. Była w takich emocjach, które wykluczały jej pełną sprawność emocjonalną czy nawet intelektualną. Oprócz sprawności fizycznej. Znający szczegóły wiedzą o czym myślę.
Wiemy o tym że każdy człowiek, a ratownik szczególnie, ma obowiązek ratować zagrożonego tak jak potrafi najlepiej to zrobić. Przerwać ratowanie może gdy sił zabraknie lub okoliczności, sytuacja będą jemu bezpośrednio zagrażały utratą zdrowia lub życia. Jestem przekonany, że takie okoliczności wystąpiły w tym przypadku. Czy Ewa jest zupełnie niewinna. Nie sądzę. Oboje popełnili wiele błędów. Tyle że wszelka wina za to co się stało powinna zostać podzielona na co najmniej 2 (jeśli nie 3) równe części. Piętno tamtego zdarzenia Ewa będzie nosić do końca życia. Tam wtedy w ciemności pod wodą podjęła próbę ratowania Jacka tak jak to w tamtych okolicznościach mogła i umiała zrobić najlepiej - przegrała. I każdy z nas może stanąć przed taką lub podobną sytuacją pod wodą.
Ta lakoniczna notatka z uzasadnieniem wyroku budzi u mnie wiele kontrowersji. Jak choćby tą, że gdy pójdę ponurkować z napotkanym nurkiem to muszę mu sprawdzać wszystkie jego uprawnienia, kwalifikacje, klamoty oraz jego aktualne doświadczenie nurkowe. Dlaczego? bo jestem instruktorem. Czyżby każdy inny nur nie musiał przeprowadzać "checku partnerskiego" w takim rozumieniu o jakim piszę nieco wyżej?
W kontekście niedawnej burzy na grupie jaką wywołało sprawdzanie umiejętności nurków którzy mają chęć nurkować w jego bazie a uzasadnieniem wyroku jakie przeczytaliśmy we wspomnianym artykule. Wychodzi na to że szef owej bazy ma rację sprawdzając skrupulatnie uprawnienia goszczonych płetwonurków. Inna sprawa że dość wybiórczo to robi. Chronić swoje 4litery ma prawo każdy.
Inną wątpliwość budzi interpretacja obowiązków instruktora wobec partnera nurkowania (nie kursanta). Bo gdybym ja był na miejscu Ewy to czy jako instruktor ciążył by na mnie obowiązek udzielania pomocy. A jeśli tak to czy gdybym sobie nie poradził (tak jak Ewa) to czy odpowiadałbym za śmierć człowieka? Trudne pytania.
Wracając do sprawy szeroko dyskutowanej w tym wątku. Sposobów na wyciągnięcie
partnera z opresji jest bardzo dużo. Zaczynając od pomocy w rozmaitych
problemach nurkowych np. poprawienie sprzętu pod wodą, podanie czynnika
oddechowego przez pomoc w wyplątaniu się z np.: sieci czy konarów, stres
pod wodą, do najgroźniejszych w skutkach przypadków utraty przytomności
pod wodą np. w wyniku zatrucia gazami oddechowymi lub nieprawidłowego oddechu
itd.
Do każdej sytuacji można dopasować konkretny sposób pomocy partnerskiej.
Jednak jak to szczegółowo wykonamy jest mniej istotne. Najważniejsze w
tym wszystkim jest to byśmy potrafili udzielić pomocy skutecznie. By to
zrobić sprawnie trzeba ćwiczyć możliwe trudne sytuacje pod wodą. Przypominać
sobie
jak i dlaczego trzeba tak a nie inaczej wykonać konkretne działanie
ratownicze. Nie od rzeczy będzie przypomnienie o zasadach tzw. dobrej praktyki
nurkowej. Kursy najlepiej nawet przeprowadzone nie są w stanie dać nam
niezbędnego doświadczenia nurkowego czyt. opanowania pod wodą. Nazbyt często
obserwuję u płetwonurków zbytnie zaufanie we własne siły, w otrzymane plastyki.
Na myśl mi przychodzi wypowiedz z przed 1,5 msc. gdzie nurek stwierdził
iż ma już ......... stopień i chce na ściankę. Owczy pęd głębiej,
gołębiej. Często tylko po to by w logboku pochwalić się głębokością przed
znajomymi. Można i tak. Tylko do takich głębokości trzeba być przygotowanym
tak kondycyjnie, intelektualnie, nurkowo czy wreszcie sprzętowo. Niestety
w większości przypadków nie jesteśmy do nurkowań głębokich, zwłaszcza w
naszej strefie klimatycznej, należycie przygotowani. Przychodzi mi do głowy
taka interpretacja zasad głoszonych przez lotników w Dęblinie "jeśli masz
30 nurkowań wiesz wszystko o nurkowaniu jeśli masz 1000 wiesz że nie będziesz
wiedział wszystkiego" Zauważmy, że większość tragicznych zdarzeń pod wodą
wiąże się z nurkowaniem głębokim. Czyli są to nurkowania zdecydowanie bardziej
obciążające tak psychicznie jak i fizycznie. Pojęcie nurkowania głębokiego
jest również trudne do zdefiniowania. Bo choćby przypomnijmy sobie nasze
pierwsze 10 m jak to było głęboko, jak duży był to sukces. Może nie w metrach
ale w osiągnięciu doświadczenia. Tak sobie myślę że nie byłoby tylu złych
zdarzeń w kraju gdyby istniało zapotrzebowanie na profesjonalnych przewodników
nurkowych. Mogących należycie zabezpieczyć pod wodą grupę nurkową. Niestety
tak nie jest. Ostatnia dyskusja nad wodą z ziomalami była najlepszym dowodem
iż statystyczny polski nurek nie zapłaci za prowadzenie pod wodą. Nie ma
takiego zwyczaju u nas. Nie ma także klimatu we władzach państwa i regionu.
Bo niby po co i za co ma płacić obywatel RP i gość w naszych granicach
gdy wszystkie wody są wszystkich? Tyle, że na ten temat można by podyskutować
w innym wątku.
Pozdrawiam i życzę udanych nurków Włodek
Dla tych którzy nie byli w owym czasie na grupie załączę tekst jaki ogłosiłem na grupie po wypadku.
Temat: Re: wypadek na trzesniowskim
Data: 28 czerwca 2001 01:31
Użytkownik "hausbud" Z poważaniem dla grupowiczów : Maciej Hałusek - deker, Darek
Dec - ManaT
Witam
Zostałem telefonicznie wezwany do wypadku gdzie natychmiast się
udałem. Po przybyciu na miejsce (ok. 15-20 min po zdarzeniu) dokonałem
rozpoznania sytuacji. Wynikało z niej że podczas nurkowania na ściance
doszło do wypadku nurkowego w wyniku którego jedna osoba pozostała na dnie,
a druga wypłynęła na powierzchnię po zrzuceniu całego sprzętu nurkowego.
Ustaliłem na podstawie relacji człowieka, który udzielił z łodzi pomocy
ocalałemu nurkowi, że w miejscu zdarzenia nie wydobywają się już
żadne bąble powietrza. Więc zważając na głębokość w tym miejscu i moje
niepełne przygotowanie do akcji ratunkowej (byłem sam, bezpośrednio po
obfitym posiłku, miejsce słabo oznaczone, znaczna głębokość, znaczny czas
od zdarzenia - w tym momencie już ok 30 min. = Nikłe szanse na jakąkolwiek
skuteczną pomoc) zrezygnowałem z akcji ratowniczej. Na moje pytania
co się stało dowiedziałem się że, nurkując na ściankę z partnerem, nie
znaleźli jej i popłynęli głębiej. Ponieważ zakładali nurkowanie bezdekompresyjne
to wg wskazań komputera mieli w krytycznej chwili 4min do deco. Ostatnią
zapamiętaną głębokością było 41 m. Podjęli wspólnie decyzję o wynurzeniu
na powierzchnię w toni wodnej. W trakcie realizacji tego, nastąpiło szybsze
wynurzanie niż przewidywały to komputery, które zaczęły sygnalizować
zbyt szybkie wynurzanie. W tym momencie najprawdopodobniej doszło do utraty
kontroli nad pływalnością nurków w wyniku spuszczenia powietrza z BCD .
Zaczęli opadać na dno. Najprawdopodobniej to doprowadziło do wzrostu poziomu
stresu u obu nurków. Doprowadzając do paniki u jednego nurka a u drugiego
powodując trzy możliwości:
Tak można było się domyślać na podstawie relacji z tego co
się zdarzyło pod wodą. Dziewczyna w swojej relacji opisywała próby ratowania
Jacka i wyciągnięcia na powierzchnię. Jednak nie potrafiła w tych
okolicznościach znaleźć inflatora swojego ani inflatora Jacka. Mowa była
także o tym że Jacek "ściąga mnie na dno a z stamtąd już nie wyjdę żywa,
bo tam jest wielka głębia". "Było ciemno i nic już nie widziałam". Nie
mogła również znaleźć i zrzucić swojego balastu więc podjęła w tej sytuacji
próbę zrzucenia całego sprzętu i ucieczki w celu ratowania własnego życia.
Udało się jej, przy okazji, jak się później okazało, zgubiła płetwę. Jacek
został na dnie.
Po decyzji o nie podjęciu akcji ratowniczej powiadomiłem straż pożarną
w Świebodzinie o wypadku nurkowym na j. Trześniowskim by podjęli akcję
poszukiwawczą. W międzyczasie podjechała na miejsce powiadomiona przez
kogoś karetka i uratowana ofiara wypadku została właściwie zabezpieczona
tzn. podano jej tlen 100% (o dziwo lekarka miała pojęcie o pierwszej pomocy
w takich sytuacjach) Podałem im namiary na komory w Gdyni by mogli skonsultować
czy należy przewieść poszkodowaną do komory czy nie. Po odjeździe karetki
przypłynęli koledzy strażacy z Nysy wśród nich lekarz nurkowy. Zaproponowałem
by
Na miejsce zdarzenia, tego dnia jeszcze, przybył prowadzący akcje Marek
O z PSP Świebodzin. Miejsce zdarzenia zostało zabezpieczone i wstępnie
oznaczone. Wspólnie we trzech ja, Marek, i przedstawiciel nurków z Nysy
ustaliliśmy wstępny plan działania w tej sytuacji. Który został zrealizowany
w następnych dniach. Oczywiście policja też była na miejscu i prowadziła
swoje czynności. Prace tego dnia zostały zakończone ok godz. 22.
Na miejsce wypadku został wezwany przez PSP specjalny pojazd z kamerą
będący własnością Wojska Polskiego. Przybył na miejsce chyba po 5 dniach.
W tym czasie nie brałem już udziału w pracach. Dopiero w następną niedziele
poproszono mnie o pomoc w wyjęciu Jacka z dna po odnalezieniu go przez
pojazd. Dokonaliśmy tego w poniedziałek wspólnie z Andrzejem z Wrocławia.
Leżał na głębokości 42,6 m.
Po akcji wydobycia Jacka, Andrzej został powołany jako biegły do oceny
stanu sprzętu nurkowego i wyposażenia. Co wykonał zgodnie ze swoją najlepszą
wiedzą i doświadczeniem nurkowym. Jego ocena zgadzała się z moją w prawie
100 % ponieważ byłem obserwatorem i konsultowałem z nim jego pracę służąc
mu swoim doświadczeniem i wiedzą nurkową. Po ocenie i demontażu sprzętu
i komputerów sprzęt został zabezpieczony do dalszych badań przez
specjalistyczne laboratoria i firmy. Wg. mojego zdania sprzęt był dość
dobrze przygotowany do założonego nurkowania i nie wykazywał znamion uszkodzenia.
Wyjaśnienia wymaga fakt, że butla dziewczyny miała tylko 15 atmosfer, u
Jacka 100 at. Nasuwać to może wniosek że nastąpiło:
Na tym zakończyliśmy swój udział w tej akcji poszukiwawczej. Wnioski
z wypadku jakie nasuwają mi się w tej chwili .
Jaka była faktyczna przyczyna tego że zginął nurek być może nie
dowiemy się nigdy. Jednak wypadek się zdarzył. Można się o różne szczegóły
z zakresu organizacji nurkowania czepiać, jednak nurkowali jak zdecydowana
większość nurków w Polsce. Większość nurków jakich znam przekracza jakieś
zasady bezpieczeństwa nurkowania. Konsekwencją może być czyjaś bezsensowna
śmierć.
Włodek
dnia 17-go czerwca ( niedziela ) godz 16 zdążył się na jeziorze trześniowskim
wypadek nurkowy . Dla 38-letniego Jacka z Wrocławia było to ostatnie nurkowanie
w swoim życiu :((( Jego partnerka nurkowa Ewa - z Wrocławia wynurzyła się
awaryjnie zostawiając swój ekwipunek i partnera na głębokości ok. 45 m .
Do chwili obecnej ciała Jacka nie znaleziono , a wiec nieznane mi są szczegóły
.
Przedstawię znane mi szczegóły tego wypadku nurkowego. Jednak trudno
będzie w tej relacji o całkowitą niepodważalną prawdę, której prawdopodobnie
nigdy nie poznamy do końca. Mimo prowadzonego przez prokuraturę dochodzenia.
Moja relacja jest napisana na podstawie mojego uczestnictwa w akcji ratowniczej
i poszukiwawczej. Informacje te uzyskałem od osób uczestniczących w zdarzeniu,
na podstawie własnych spostrzeżeń i przemyśleń uczestnika działań. Są one
zgodne z całą moją wiedzą na temat tego zdarzenia.
pojechał do szpitala w Świebodzinie i na miejscu skonsultował, jako
fachowiec, ten przypadek. Tak też uczynił. Co z tego wynikło już niestety
nie wiem. Dziewczynę nie odwieziono do komory. Na drugi dzień została wypuszczona
ze szpitala.
W feralnym nurkowaniu brali udział płetwonurkowie o uprawnieniach
** CMAS - Jacek i Rescue Diver PADI - dziewczyna (tak chyba się to
pisze).
Domniemane przyczyny wypadku
Współistniejące okoliczności